Cisza, która nie zawsze pomaga
Biblioteki zawsze kojarzyły się z absolutną ciszą – taką, w której słychać nawet upadek ołówka na podłogę. Ten model, zakorzeniony w tradycji, miał sprzyjać skupieniu i efektywnej nauce. Ale czy na pewno? W dobie cyfryzacji, gdy większość materiałów dostępna jest online, a ludzie uczą się w różny sposób, coraz częściej słychać głosy, że totalna cisza niekoniecznie pomaga wszystkim. Niektórzy lepiej przyswajają wiedzę, gdy w tle słychać delikatny szum, a jeszcze inni potrzebują ruchu i dyskretnych dźwięków, by ich mózg działał na pełnych obrotach.
Problem tkwi w tym, że biblioteki często trzymają się sztywnych zasad, nie uwzględniając różnorodności stylów uczenia się. Tymczasem badania pokazują, że osoby o preferencjach słuchowych czy kinestetycznych mogą czuć się w takich warunkach wręcz stłamszone. Czy więc nadszedł czas, by przedefiniować, czym właściwie powinna być cisza w miejscach przeznaczonych do nauki?
Tradycyjna cisza – plusy i minusy
Dla wzrokowców klasyczna biblioteczna cisza często okazuje się idealnym środowiskiem. Brak bodźców dźwiękowych pozwala im skupić się na tekście, mapach myśli czy wykresach. Dla nich nawet ciche rozmowy czy stukot klawiatury mogą być rozpraszające. W takich warunkach potrafią pracować godzinami, w pełni wykorzystując swoje zdolności analityczne.
Problem w tym, że nie wszyscy tak funkcjonują. W całkowitej ciszy słuchowcy mają często problem z zapamiętywaniem informacji – ich mózgi lepiej kodują wiedzę, gdy mogą ją powiązać z dźwiękami, nawet subtelnymi. Kinestetycy natomiast potrzebują pewnej swobody ruchu, która w tradycyjnej bibliotece bywa źle widziana. Skutek? Zamiast skupienia – frustracja i mniejsza efektywność nauki.
Cisza adaptacyjna – czy to rozwiązanie?
Niektóre nowoczesne biblioteki eksperymentują z tzw. strefami o różnym poziomie akustyki. W jednej części panuje tradycyjna cisza, w innej dopuszczalny jest cichy szum rozmów, a jeszcze gdzie indziej – stoliki z możliwością pracy na stojąco czy nawet dyskretne odtwarzanie muzyki klasycznej w słuchawkach. To podejście wydaje się szczególnie trafione w świecie, gdzie granice między nauką a codziennością coraz bardziej się zacierają.
Przykład? Wiele osób uczy się dziś przy muzyce lub tzw. white noise. Dla nich hałas nie jest przeszkodą, ale narzędziem – maskuje inne, bardziej rozpraszające dźwięki. Osoby preferujące pracę w kawiarniach mówią wręcz o efekcie kawiarni, który paradoksalnie pomaga im się skupić. Czy biblioteki powinny więc walczyć z tym trendem, czy może go zaadaptować?
Cyfryzacja zmienia reguły gry
W erze e-booków, audiobooków i kursów online sama definicja czytelni ewoluuje. Coraz więcej osób przychodzi do bibliotek z laptopami i słuchawkami, łącząc różne formy nauki. Dla tradycjonalistów to profanacja świątyni wiedzy, ale czy na pewno? Być może to po prostu naturalna adaptacja do zmieniających się potrzeb.
Co ciekawe, wśród młodych użytkowników bibliotek coraz częściej zauważa się tzw. efekt współdzielonej obecności – nawet jeśli każdy zajmuje się swoją sprawą, sama świadomość, że wokół są inni uczący się ludzi, wpływa motywująco. W takim kontekście całkowita cisza może działać wręcz przytłaczająco, zwłaszcza dla pokolenia wychowanego w światach cyfrowych multitaskingu.
Jak znaleźć złoty środek?
Najlepszym rozwiązaniem wydaje się elastyczność. Zamiast narzucać jeden model, warto stworzyć przestrzeń, która uwzględnia różne style uczenia się. Kluczem jest tu odpowiednie zaprojektowanie przestrzeni – strefy absolutnej ciszy dla tradycjonalistów, półgłośne alejki dla lubiących dyskretny szum tła, a nawet specjalne pomieszczenia dla tych, którzy uczą się najlepiej w ruchu.
Nowoczesne biblioteki w krajach skandynawskich pokazują, że takie podejście nie tylko nie obniża standardów, ale wręcz przyciąga więcej użytkowników. W końcu chodzi o to, by miejsce sprzyjało nauce – niezależnie od tego, jaką drogą dana osoba do tej nauki podchodzi. Może więc zamiast pytać jak wymusić ciszę?, warto zastanowić się jak pomóc ludziom uczyć się najlepiej jak potrafią?
Przyszłość bibliotek prawdopodobnie nie będzie należeć ani do modelu całkowicie tradycyjnego, ani całkowicie swobodnego. Najlepsze efekty osiągną te instytucje, które zrozumieją, że w dobie cyfryzacji liczy się przede wszystkim mądre dostosowanie do potrzeb użytkowników – z poszanowaniem zarówno tych, którzy potrzebują absolutnej ciszy, jak i tych, którzy w tej ciszy… po prostu nie potrafią się skupić.