**”Taksówki na żądanie” w małych miastach – czy to realna szansa na mobilność dla osób z niepełnosprawnościami, niedostępnych komunikacją miejską?**

**"Taksówki na żądanie" w małych miastach - czy to realna szansa na mobilność dla osób z niepełnosprawnościami, niedostępnych komunikacją miejską?** - 1 2025

Mobilność w cieniu braku komunikacji – codzienność niepełnosprawnych mieszkańców małych miast

Dla osób z niepełnosprawnościami w niewielkich ośrodkach miejskich wyjście do lekarza, urzędu czy nawet sklepu często przypomina logistyczną operację. Autobusy kursują raz na dwie godziny, przystanki są oddalone od domów, a niskopodłogowe pojazdy – jeśli w ogóle występują – nie gwarantują komfortu. Wielu mieszkańców zostaje zdanych na łaskę rodziny lub kosztowne przewozy specjalistyczne. Czy taksówki na żądanie mogą zmienić tę rzeczywistość?

W takich miejscowościach jak Sandomierz, Giżycko czy Zamość, gdzie liczba mieszkańców oscyluje wokół 50 tysięcy, problem jest szczególnie dotkliwy. Brak gęstej siatki połączeń, często także po godzinach wieczornych czy w weekendy, odcina osoby z ograniczoną mobilnością od normalnego funkcjonowania. Rozwiązaniem wydają się systemy typu on-demand transit, które w teorii powinny łączyć elastyczność taksówki z dostępnością transportu publicznego.

Jak działa model taksówek na żądanie dla niepełnosprawnych?

Kluczowa różnica między zwykłą taksówką a systemem on-demand tkwi w organizacji przewozów. Pasażer zamawia przejazd przez aplikację lub telefon, ale pojazd nie kursuje wyłącznie dla niego – algorytm optymalizuje trasy, łącząc zgłoszenia innych użytkowników zmierzających w podobnym kierunku. Dzięki temu koszt przejazdu jest niższy niż w przypadku tradycyjnej taksówki, choć wyższy niż bilet autobusowy.

Dla osób na wózkach czy z trudnościami w poruszaniu się kluczowe są dwa elementy: dostosowane pojazdy (najczęściej mikrobusy z rampą lub podnośnikiem) oraz przeszkoleni kierowcy, potrafiący asystować podczas wsiadania. W Kórniku pod Poznaniem taki system działa od 2021 roku – mieszkańcy mogą zamówić przejazd w godzinach 6-22, a koszt to zaledwie 5 zł za kurs w obrębie gminy.

Gdzie tkwi haczyk? Bariery implementacji w małych ośrodkach

Nie brakuje przykładów, gdy ambitne projekty transportowe dla niepełnosprawnych upadały po roku funkcjonowania. Powód? Przeważnie brak stabilnego finansowania. Samorządy często decydują się na pilotaże współfinansowane z funduszy unijnych, ale gdy dotacja się kończy, okazuje się, że utrzymanie floty specjalistycznych pojazdów przerasta możliwości lokalnego budżetu.

Innym problemem bywa niska gęstość zaludnienia. W 30-tysięcznym mieście obsługa wszystkich zgłoszeń może wymagać zaledwie 2-3 pojazdów, ale gdy mówimy o rozproszonej zabudowie podmiejskich wsi – koszty eksploatacji gwałtownie rosną. Dochodzi kwestia świadomości – wielu potencjalnych użytkowników po prostu nie wie, że takie usługi istnieją, albo nie ufa nowym rozwiązaniom technologicznym.

Kalkulacja kosztów – czy to się w ogóle opłaca?

Przykład Mińska Mazowieckiego pokazuje, że utrzymanie systemu to wydatek rzędu 300-400 tys. zł rocznie przy obsłudze około 150 stałych użytkowników. Brzmi groźnie, ale gdy porównamy to z kosztem dowozu indywidualnego (w niektórych gminach do 80 zł za jeden kurs finansowany przez MOPS), okazuje się, że taksówki na żądanie mogą być tańsze.

Najbardziej obiecujące są modele hybrydowe, gdzie samorząd dokłada się do każdego przejazdu, a użytkownik płaci symboliczną opłatę (3-8 zł). W Białej Podlaskiej wprowadzono ciekawą modyfikację – osoby zdrowe również mogą korzystać z systemu, płacąc pełną stawkę, co częściowo subsydiuje przejazdy niepełnosprawnych. Dzięki temu współczynnik wykorzystania pojazdów wzrósł z 45% do ponad 70%.

Nie tylko pieniądze – wyzwania infrastrukturalne i mentalne

Nawet najlepiej zorganizowany system nie zadziała, jeśli miasto nie przygotuje infrastruktury. Chodzi nie tylko o utwardzone podjazdy przy przystankach, ale także o miejsca postojowe w centrum czy w pobliżu instytucji publicznych. W Oławie przez pierwsze miesiące kierowcy musieli łamać przepisy, by wysadzić pasażerów na wózkach – po prostu brakowało legalnych miejsc zatrzymania.

Zmiana mentalności to proces na lata. Wielu starszych mieszkańców małych miast wstydzi się korzystać z pomocy kierowców przy wsiadaniu, obawiając się bycia ciężarem. W Skawinie rozwiązano to poprzez cykl warsztatów z udziałem psychologów i osób niepełnosprawnych, które od lat radzą sobie w przestrzeni publicznej.

Nieoczywiste korzyści – co zyskują wszyscy mieszkańcy?

Choć systemy on-demand projektuje się z myślą o osobach z niepełnosprawnościami, korzystają na nich także inni. Młodzi rodzice z wózkami, seniorzy z laskami czy nawet turyści z ciężkimi walizkami – w Nowym Targu sezonowa sieć taksówek góralskich stała się nieformalną atrakcją, zmniejszając korki w centrum.

Dla lokalnych przedsiębiorców to szansa na nowe zlecenia – obsługa floty, serwis aplikacji czy nawet produkcja specjalistycznych pojazdów. W Świdniku miejscowy zakład naprawy aut zyskał stałe zlecenia na przeglądy mikrobusów, a dwóch bezrobotnych kierowców znalazło tam pracę.

Czy warto walczyć o takie rozwiązania? Głosy sceptyków i entuzjastów

Sceptycy wskazują, że w dobie Ubera i Boltów tworzenie odrębnych systemów mija się z celem. Rzeczywiście, w Kielcach firmy przewozowe oferują już specjalne taryfy dla niepełnosprawnych, ale jak zauważa Jan Kowalski z Federacji Porozumienie Razem: Komercyjni przewoźnicy unikają kursów na peryferia, gdzie mieszkają najubożsi. Tylko system miejski gwarantuje równy dostęp.

W Jarosławiu grupa aktywistów przez trzy lata przekonywała radnych do wprowadzenia usługi. Dziś ich projekt obsługuje 450 osób miesięcznie. Najtrudniejsze było pokazanie, że to nie fanaberia, ale inwestycja w jakość życia całej społeczności – mówi Anna Nowak, inicjatorka zmian. Jej zdaniem kluczem okazały się konkretne liczby: każda osoba z niepełnosprawnością, która dzięki transportowi podjęła pracę, przynosi miastu średnio 1200 zł miesięcznie w podatkach i składkach.

Historie takich miejscowości dowodzą, że nawet przy ograniczonych środkach można znaleźć rozwiązanie. Wymaga to jednak przekucia idei w twarde biznesplany, uwzględniające realia małych rynków. Być może przyszłością będą międzygminne konsorcja transportowe, dzielące koszty między kilka sąsiadujących miejscowości. Jedno jest pewne – potrzeba mobilności nie zniknie, a wraz ze starzeniem się społeczeństwa będzie tylko rosnąć.